poniedziałek, 15 września 2014

6. 'Gotowa?'

Od 15 minut szłam przed siebie. Kompletnie nie wiedziałam, gdzie co jest. Mogłam spytać się Luisy o jakieś ciekawe miejsca, bo jak narazie najbardziej zainteresowała mnie budka z lodami, gdzie kupiłam jedną gałkę lodów o smaku kiwi. Poza tym nie zauważyłam nic godnego uwagi. Przechadzałam się spokojnie chodnikiem, który nie miał końca, gdy nagle usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Wyjęłam go z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz, na którym było napisane "połączenie przychodzące od: Jay". Po chwili zastanowienia odebrałam.
-Hej, możesz mi to wszystko wyjaśnić? - usłyszałam w słuchawce.
-To nie jest rozmowa na telefon - powiedziałam w nadziei, że Jay sobie odpuści.
-To spotkajmy się. Kiedy masz czas?
-To nie takie proste. Teraz jestem w Birmingham i nie wiem, kiedy będę w Londynie.
-Jak będziesz wiedziała to się ze mną skontaktuj albo do cb przyjadę. Musimy porozmawiać i to jak najszybciej.
-Dobrze, zadzwonię jeszcze dzisiaj. Pa.
-Pa - powiedział chłopak i się rozłączył. Szłam jeszcze przez jakieś 5 minut, ale zauważyłam małą kawiarenkę i postanowiłam chwilę w niej posiedzieć. Weszłam do lokalu i podeszłam do lady, za którą obsługiwał klientów wysoki blondyn. Miał na imię Tristan (przeczytałam to z plakietki przypiętej do jego koszulki z logiem kawiarni).
-Co dla ciebie? - zwrócił się do mnie.
-Poproszę cappucino.
-Zaraz ci przyniosę - powiedział i zniknął za drzwiami. Po chwili wrócił z parującym kubkiem kawy i podał mi ją.
-Jesteś stąd? Nigdy cię tutaj nie widziałem.
-Wczoraj się tu wprowadziłam - powiedziałam i upiłam łyk napoju. - A właściwie to jestem Daria.
-Tristan - podał mi rękę i uśmiechnął się miło. - Pewnie jeszcze nie zdążyłaś zaznajomić się z miastem - pokiwałam głową. - Jak chcesz to mogę cię oprowadzić.
-Tak, jasne - odpowiedziałam. Tris spojrzał na zegarek.
-Za pół godziny kończę pracę. Poczekasz?
-Ok - tym razem to ja posłałam mu uśmiech.
-A teraz przepraszam, ale muszę obsłużyć innych klientów - powiedział, a ja usiadłam przy stoliku w rogu. Wyjęłam telefon i zaczęłam się nim bawić. Obowiązkowo zrobiłam zdjęcie kawy, a że w kawiarni było Wi-Fi, to od razu wstawiłam je na Instagrama. W opisie napisałam "pierwsza kawa w nowym miejscu ♥". Weszłam jeszcze na facebooka i aska, ale nie miałam żadnych nowych pytań ani powiadomień. Po chwili usłyszałam głos Trisa:
-Gotowa?
-Jak najbardziej - wstałam i wyjęłam z kieszeni dwudolarowy banknot, który położyłam na stoliku.
-Więc co cię sprowadza do Birmingham? - spytał chłopak, kiedy wyszliśmy już na zewnątrz.
-Że tak się wyrażę: sytuacja rodzinna. A ty długo tu mieszkasz?
-Jakieś trzy albo cztery miesiące. Może to niedługo, ale zdążyłem zapoznać się z okolicą. A teraz zapoznam ciebie - powiedział i uśmiechnął się przyjaźnie.
-No ok, to gdzie idziemy najpierw? - odwzajemiłam gest.
-To będzie niespodzianka. Mam nadzieję, że ci się spodoba. Chodź za mną - powiedział i ruszył przed siebie, a ja starałam się dotrzymać mu kroku. Po chwili zatrzymaliśmy się na przystanku autobusowym. Tris spojrzał na zegarek.
-Dobrze się składa. Za trzy minuty mamy autobus - powiedział uśmiechając się do mnie.
-To może zdradzisz mi, gdzie mnie zabierasz - zabrzmiało to trochę jak pytanie.
-Niech pomyślę... Nie - chłopak uśmiechnął się jeszcze bardziej niż przed chwilą. Po kilku minutach przyjechał autobus, na który czekaliśmy. Kupiliśmy bilety i zajęliśmy miejsca. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie. Po dziesięciu minutach wysiedliśmy z pojazdu. Szliśmy jeszcze przez jakiś czas.
-Jesteśmy na miejscu - powiedział Tris.

sobota, 13 września 2014

5. 'Przypadek? Nie sądzę'

-Daria, obudź się. Jesteśmy na miejscu - powiedziała Luisa i wysiadła z samochodu. Odpięłam pasy i zrobiłam to samo. Carlos właśnie wyjmował ostatnie kartony z bagażnika.
-Tak właściwie, to gdzie jesteśmy? Nigdy tu nie byłam - spytałam go rozglądając się dookoła.
-Birmingham, dwie godziny jazdy od Londynu - odpowiedział zamykając bagażnik. Stałam dłuższą chwilę w bezruchu, patrząc z niedowierzaniem na Carlosa.
-Nie martw się, poradzisz sobie - uśmiechnął się do mnie ciepło. - Znajdziesz sobie nowych przyjaciół, a od poniedziałku pójdziesz do nowej szkoły.
-Ale ja nie chcę nic zmieniać. W Londynie było mi dobrze. I nie chcę nowych przyjaciół!
-Chodź, pokaże ci twój pokój - powiedziała Luisa i wskazała ręką na dom, w którym od dzisiaj będę mieszkać. Nie był on ani za duży, ani za mały. Miał żółte ściany i czerwony spadzisty dach. Obok domu było małe podwórko z dwuosobową huśtawką i drewnianą altanką. Zostało ogrodzone niskim białym płotkiem. Weszłam do domu za Luisą. Gdy przekroczyłam próg moim oczom ukazał się salon. Jedna ze ścian była czerwona, natomiast pozostałe były szare. Po lewej stronie na ścianie wisiał telwizor, a pod nim stała ciemno brązowa komoda, na której ustawione były zdjęcia. Naprzeciwko stała skórzana kanapa i dwa fotele do kompletu, a przed nimi był stolik na kawę. Po prawej stronie były schody prowadzące na górę i przejście do następnego pomieszczenia, którym okazała się kuchnia. Z lewej strony była kuchenka, zlew i suszarka do naczyń. Naprzeciw wejścia stała lodówka, a obok niej były szafki i szuflady, które ciągnęły się aż do końca ściany. Do jednej z szafek została wbudowana zmywarka. Na blacie była mikrofalówka i toster. Meble były jasno brązowe, a ściany pokryte białymi kafelkami. Luisa zaprowadziła mnie do góry. Był tam wąski korytarz. Po lewej stronie były dwie pary drzwi, a po prawej jedna.
-To jest nasza sypialnia - Luisa wskazała pierwsze drzwi od lewej. - Dalej łazienka, a to twój pokój. Mam nadzieję, że ci się spodoba. Rozgość się, a Carlos zaraz przyniesie resztę twoich rzeczy.
Pokiwałam głową i otworzyłam drzwi. Mój pokój był śliczny. Ściany były brzoskwiniowe. Pod oknem stało duże łóżko z pościelą w kolorowe paski. Z lewej strony były białe uchylone drzwi, które prowadziły do mojej własnej łazienki. Obok nich stał regał z różnego rodzaju książkami. Po przeciwnej stronie znajdowało się biurko, szafa na ubrania i drzwi prowadzące na balkon. Balkon nie był duży. Miałam z niego widok na podwórko i ulicę.
-Tu masz resztę swoich rzeczy. Pomóc ci się rozpakować? - usłyszałam z pokoju głos Luisy.
-Dzięki, ale poradzę sobie sama - powiedziałam siadając na łóżku.
-Jakbyś czegoś potrzebowała to wołaj - uśmiechnęła się do mnie i wyszła z pokoju, a ja zaczęłam wyjmować swoje rzeczy z kartonów. Po około dwóch godzinach wszystko było już na swoim miejscu. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, który wskazywał godzinę 21:56. Wzięłam z szafy piżamę i poszłam do łazienki. Ściany były pokryte kafelkami, tak samo jak podłoga. Z lewej strony stała wanna. Po prawej były pomarańczowe szafki i umywalka, nad którą wisiało lustro. Na końcu była toaleta. Weszłam do wanny i odkręciłam kurek z ciepłą wodą. Umyłam włosy szamponem o zapachu miodu, wysuszyłam je i zaplotłam w warkocza. Umyłam jeszcze zęby i wróciłam do pokoju. Zmęczona dzisiejszym dniem położyłam się do łóżka, ale nie mogłam zasnąć. Moje myśli ciągle krążyły wokół Jay'a. Jak mam mu wytłumaczyć tą sytuację? A może dziewczyny już to zrobiły? Jutro do nich zadzwonię. Udało mi się zasnąć dopiero kilka minut przed północą. Śniło mi się, że komary zawładnęły Anglią. Urosły do ludzkich rozmiarów i miały uzbrojoną armię. Rozpętała się wojna: ludzie kontra komary. Niestety nie dowiedziałam się kto zwyciężył, bo się obudziłam. Sięgnęłam pod poduszkę po telefonu i sprawdziłam, która godzina. Była 9:14, więc wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Po załatwieniu swoich potrzeb, ubraniu się i rozczesaniu tych moich kudłów zeszłam na dół. Zapach tostów doprowadził mnie do kuchni.
-Właśnie miałem zawołać cię na śniadanie - usiadłam na jednym z krzeseł stojących przy blacie, a Carlos postawił przede mną talerz ciepłych tostów z serem. - Smacznego.
-Dziękuję - powiedziałam i zaczęłam jeść śniadanie.
-Masz jakieś plany na dzisiaj?
-Chciałam zwiedzić okolicę. W końcu skoro mam tu mieszkać, to powinnam wiedzieć, co i gdzie jest.
-Masz tu pieniądze, jakbyś chciała sobie coś kupić. Ja zaraz wychodzę do pracy. Tu masz numer do mnie, a tu do Luisy - podał mi kartkę z ich numerami. - Jakby coś się działo to dzwoń.
-Dobrze - powiedziałam kończąc pierwszego tosta. Carlos wziął kluczyki z blatu i wyszedł z domu. Szybko dokończyłam jeść śniadanie i włożyłam naczynia do zmywarki. Gdy byłam już w pokoju postanowiłam zadzwonić do przyjaciółek. Wybrałam numer Jagody i czekałam aż odbierze. Po kilku sekundach usłyszałam jej zaspany głos.
-Halo?
-Hej Jaga... - zaczęłam, ale mi przerwano.
-Daria? Czemu szybciej nie dzwoniłaś? Smutno nam bez ciebie.
-Jakoś nie było czasu. Mi też bez was smutno. Postaram się jak najszybciej was odwiedzić.
-No ja myślę!
-Rozmawiałyście z Jay'em?
-Właśnie! Dlaczego nie mówiłaś, że ten twój Jay to jest ten Jay z The Wanted?
-To niemożliwe. On jest do niego tylko podobny.
-Wygląda i nazywa się tak samo jak on. Przypadek? Nie sądzę.
-Ok, ja kończę, bo idę na podbój miasta.
-No dobra, ale zadzwoń kiedyś.
-Dobrze, dobrze - powiedziałam i się rozłączyłam. Wzięłam telefon, słuchawki i pieniądze i zeszłam na dół w poszukiwaniu Luisy. Siedziała na jednym z foteli i czytała książkę.
-Ja wychodzę - krzyknęłam zakładając buty.
-Wrócisz na obiad? - spytała Luisa.
-Postaram się - powiedziałam i zamknęłam za sobą drzwi.

niedziela, 31 sierpnia 2014

4. 'Co ty TU robisz?'

-Palant - powiedziałam i kopnęłam samochód, który zatrzymał się kilka centymetrów ode mnie. Z auta wysiadł mężczyzna, który miał na oko 35 lat. Miał czarne włosy i bardzo jasne oczy. Jego twarz zdobił dwudniowy zarost. Ubrany był w ciemne spodnie i rozpiętą pod szyją koszulę. Po nim z samochodu wysiadła kobieta mniej więcej w tym samym wieku co mężczyzna. Pewnie małżeństwo. Jej kasztanowe włosy spięte były w koka, z którego uwolniło się kilka kosmyków. Miała ciemno brązowe, prawie czarne, oczy. Ubrana była w habrową sukienkę, a na twarzy miała lekki makijaż. Chcieli do mnie podejść, ale odwróciłam się na pięcie i poszłam w kierunku domu. Po dziesięciu minutach byłam już na miejscu. Moją uwagę przykuł samochód stojący na podjeździe. Był identyczny jak ten, który o mały włos mnie nie potrącił. Wzruszyłam ramionami i przeszłam przez podwórko. Przecież mnóstwo osób ma taki samochód. Otworzyłam drzwi i od razu poszłam do swojego pokoju. Dziewczyny siedziały na swoich łóżkach i o czymś rozmawiały. Nie byłam w temacie, więc poszłam się przebrać. Założyłam czarne legginsy i luźną różową koszulkę z białym krzyżem. Gdy już się przebrałam, do pokoju weszła dyrektorka placówki.
-Daria van Dyk, proszę za mną - powiedziała i nie czekając na moją reakcję wyszła z pomieszczenia. Nie wiedząc, o co chodzi, podreptałam za nią. Zaprowadziła mnie do swojego gabinetu i ręką wskazała, żebym usiadła na jednym z trzech krzeseł ustawionych naprzeciwko jej biurka. Rozsiadłam się wygodnie, a kobieta wyszła z pokoju. Ciekawe, po co mnie tu wezwała. Chyba nic nie przeskrobałam. Po chwili pani Wrinkled, bo tak miała na nazwisko dyrektorka, wróciła, ale nie sama. Razem z nią przyszła para, która prawie mnie potrąciła. Czego oni tutaj chcą? Byli tak samo zdziwieni tym spotkaniem jak ja. Przez bliżej nieokreślony czas patrzeliśmy na siebie. Ciszę przerwała pani Wrinkled.
-Niech państwo usiądą - zwróciła się do nich. Teraz żałowałam, że usiadłam pośrodku. Kiedy małżeństwo zajęło swoje miejsca, dyrektorka powiedziała do mnie coś, czego w tym momencie kompletnie się nie spodziewałam.
-To są Luisa i Carlos Splinter. Oni będą twoimi rodzicami zastępczymi.
Wszystko jest już załatwione, więc możesz się już do nich wprowadzić.
Na początku myślałam, że się przesłyszałam. Dopiero po jakimś czasie dotarły do mnie słowa, które wypowiedziała pani Wrinkled. Z jednej strony cieszę się, że w końcu mogę się stąd wynieść, ale z drugiej trochę mi smutno. Przywiązałam się do tego miejsca i do ludzi, którzy tu mieszkają (w szczególności do Sandry, Agaty i Jagody). Mam nadzieję, że nadal będziemy się przyjaźnić. Nic nie mówiąc wstałam z miejsca i poszłam do pokoju.
-I co? - spytała Agata, kiedy zamknęłam za sobą drzwi.
-Wyprowadzam się - poczułam jak do moich oczu napływają łzy. Nienawidzę pożegnań! Kto je wogóle wymyślił?
-Ej, nie płacz - powiedziała Sandra i mnie przytuliła.
-Jak mam nie płakać?! Zostawiam was tu same i wyprowadzam się Bóg wie jak daleko - no i wybuchłam. - Chciałabym zabrać was ze sobą, ale to niemożliwe.
Teraz to Agata mnie przytuliła, a ja rozkleiłam się na dobre. Po 20 minutach się uspokoiłam i dziewczyny pomogły mi się spakować. Nie było tego tak dużo jak myślałam. Jeszcze jedno spojrzenie na pokój. Czy na pewno wszystko wzięłam? Zauważam, że na biurku nadal stoi moje zdjęcie z przyjaciółkami. Chowam je do jednego z kartonowych pudeł z moimi rzeczami. Jestem już gotowa. Dziewczyny odprowadziły mnie do samochodu. Moi rodzice zastępczy włożyli wszystkie pudła do bagażnika. Przytuliłam się jeszcze z dziewczynami i już miałam wsiadać do auta, gdy usłyszałam znany mi głos.
-Daria? Co ty TU robisz? - powiedział zdziwiony Jay.
-A skąd ty tu...? - nagle zaschło mi w gardle. A miało być tak pięknie. Miał nie dowiedzieć się o TYM.
-Przechodziłem obok i cię zauważyłem. Czemu mi nie powiedziałaś, że tu mieszkasz?
-Ja tu nie mieszkam, Jay - odparłam zgodnie z prawdą. - Pogadamy innym razem.
Wsiadłam do samochodu i zamknęłam za sobą drzwi. Wyjechaliśmy z podjazdu. Machałam do przyjaciółek aż zniknęły mi z oczu. Oparłam głowę o szybę i zamknęłam oczy. Właśnie zaczynam nowy rozdział w swoim życiu.

Przepraszam!

Bardzo długo mnie nie było. Wiem, zachowałam się okropnie :( Strasznie mi teraz głupio. Obiecałam, że 4 rozdział dodam szybciej niż trzeci, ale nie zdążyłam go napisać przed wyjazdem na kolonię, a po powrocie zajęłam się przygotowaniami do szkoły. Pojawi się on najpóźniej jutro. Jeszcze raz przepraszam.

środa, 30 lipca 2014

3. 'Powiedz mi!'

Była piękna pogoda. Na niebie nie było ani jednej chmurki. Promienie słońca delikatnie ogrzewały moją twarz. Szłam parkowymi alejkami, Przy nich, w równych od siebie odstępach, stały ławki. Niektóre były zajęte przez zakochane pary, inne przez pojedyncze osoby. Nieliczne pozostały puste, ale pewnie nie na długo. Zbliżałam się do fontanny - miejsca spotkania z Jay'em - ale droga wydawała się być dłuższa niż zwykle. Chłopak już na mnie czekał. Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się promiennie i zaczął iść w moją stronę.
-Hej, pięknie wyglądasz - gdy to powiedział poczułam, że moją twarz oblewa rumieniec. Niestety nie uszło to jego uwadze. - I ślicznie się rumienisz.
-Nie musisz się podlizywać.
-Wcale się nie podlizuję! - podniósł ręce w geście obrony. Śmiesznie to wyglądało. Nie mogłam się powstrzymać od śmiechu.
-Nie śmiej się ze mnie - powiedział chłopak smutnym głosem.
-No dobrze, ale mam pytanie.
-Słucham.
-Nie mów słucham, bo cię... wszyscy wiemy co - powiedziałam z uśmiechem.
-A ja nie wiem co - Jay udawał głupiego. - Powiedz mi!
-Bo cię... bo cię... ZJEM! - powiedziałam uradowana, że udało mi się wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.
-No niech ci będzie. To co to za pytanie?
-Będziemy cały czas tutaj stać? Bo wiesz, trochę mnie nogi bolą.
-Możemy posiedzieć na ławce, pospacerować po parku, pójść do kawiarni albo do mnie - zaczął wymieniać na palcach. - Wybieraj.
-Hmmm, to może usiądźmy na ławce - zaproponowałam. Zajęliśmy ławkę, która była najbliżej i zaczęliśmy rozmawiać.
-Opowiesz mi coś o sobie? - zagadał Jay.
-A więc tak. Mam na imię Daria, mam 17 lat, jestem w trzeciej klasie gimnazjum, powtarzałam drugą  klasę, lubię grać w piłkę nożną i śpiewać. To mniej więcej cała ja. Teraz ty - posłałam mu uśmiech.
-Czemu nie zdałaś z drugiej klasy? - spytał Loczek.
-Nie chodziłam na WF, bo mi się nie chciało - wzruszyłam ramionami. - Twoja kolej.
-Jestem Jay, mam 24 lata, gram na perkusji i śpiewam, mam świra na punkcie mojej jaszczurki, Neytiri - chwilę się zastanawiał po czym dodał - To chyba wszystko.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, ale nie przeszkadzało nam to. W końcu Loczek się odezwał.
-Zaśpiewaj coś.
-Co?! Nigdy!
-Powiedziałaś, że lubisz śpiewać - uśmiechnął się z wyższością.
-Ale nie w miejscu publicznym!
-No proooszę - złożył ręce jak do modlitwy. Na szczęście nie musiałam spełniać jego prośby (jak na razie). A dlaczego? Otóż przed nami pojawił się młody chłopak. Miał na oko jakieś 20 lat. Skądś go kojarzyłam, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Pewnie kiedyś minęłam się z nim na ulicy albo w sklepie. Najważniejsze, że jestem uratowana!
-Nareszcie cię znalazłem - mówił do Jay'a. - Szukałem cię po całym Londynie, a ty sobie siedzisz w parku?!
-Przecież powiedziałem wam gdzie idę. No dobra, do czego ci jestem potrzebny?
-Zaraz mamy próbę i chłopaki kazali mi ciebie znaleźć. A gdzie moje maniery? Nathan jestem - chłopak wyciągnął w moją stronę dłoń, którą uścisnęłam i też się przedstawiłam.
-Miło mi cię poznać, ale musimy już iść - Nath spojrzał znacząco na Loczka, a on wstał i rzucił 'cześć' w moją stronę, po czym ruszył za swoim kolegą. Siedziałam jeszcze przez chwilę na ławce. Włożyłam słuchawki w uszy i wsłuchiwałam się w muzykę. Po kilku minutach postanowiłam wracać do domu. Po drodze mijałam spieszących się ludzi. Wszyscy byli zabiegani tylko ja szłam wolnym krokiem do miejsca mojego zamieszkania. Cały czas rozmyślałam o dzisiejszym spotkaniu. Mało brakowało, a musiałabym zaśpiewać! Na szczęście pojawił się Nathan. Jestem mu za to ogromnie wdzięczna. Byłam tak zamyślona, że nie zauważyłam jadącego prosto na mnie samochodu.

sobota, 12 lipca 2014

2. 'No jasne, że się boję!'

Jestem w lesie. Widzę, że od dłuższego czasu idzie za mną jakiś mężczyzna. Jest ubrany na czarno, a na głowie ma kaptur, więc nie umiem go rozpoznać. W dodatku jest noc. Ale ja jestem mądra! Idę sama w nocy do lasu! Przyspieszam. On robi to samo. Zaczynam biec. On też. Biegnę ile sił w nogach, nie patrzę, gdzie stawiam kroki. Chcę znaleźć się jak najdalej od niego, zgubić go! Niestety, nie jest mi to dane. Wpadam do dziury. Musiała ona zostać wykopana przez człowieka. Po chwili widzę nad sobą mężczyznę, który mnie gonił. Zdejmuje kaptur i teraz rozpoznaję w nim Jay'a. Śmieje się i odchodzi, ale chwilę później wraca. W ręku trzyma łopatę. On chce mnie zakopać! Krzyczę, ale wydaje się, jakby tego nie słyszał. Mówi tylko mnie:
-Dobranoc, księżniczko - i zasypuje dziurę piachem. Budzę się z krzykiem. To był sen. Tylko sen! Patrzę na ekran telefonu. Jest 6:24. Zaraz i tak będę musiała wstać, więc nie ma sensu kłaść się spać. Wybieram ubrania na dziś i idę do łazienki. Biorę zimny prysznic, żeby się dobudzić. Potem się ubieram i rozczesuję włosy. Dzisiaj zostawię je rozpuszczone. Jeszcze tylko myję zęby i wychodzę. Dziewczyny akurat wstają. Jest 7:08. Zabieram torbę z książkami i schodzę na dół, do stołówki. Biorę bułkę z serem oraz pomidorem i do tego kubek herbaty miętowej. Nareszcie coś, co lubię! Po śniadaniu ubieram swoje znoszone już trampki i wychodzę do szkoły. Mam trochę więcej czasu niż zwykle, więc idę okrężną drogą. Tym razem patrzę pod nogi. Nie mam zamiaru znowu się przewrócić! Bezpiecznie dochodzę do szkoły w momencie, gdy rozlega się dźwięk dzwonka. Wszystkie lekcje mijają mi dzisiaj szybko i nawet nie zauważam, kiedy już jest 14:20.  Z resztą nie ma się czemu dziwić. Każde zajęcia przegadałam z Nikolą. Opowiedziałam jej o dzisiejszym spotkaniu z Jay'em, a ona upiera się przy tym, że to randka. Przecież my się nawet nie znamy! No właśnie... Może nie powinnam iść? Nie wiem, jakie ma zamiary w stosunku do mnie. Mówię o swoich obawach Jagodzie.
-Myślę, że powinnaś się z nim spotkać.
-Nie boisz się, że wpdanę w złe towarzystwo lub coś mi się stanie? - pytam.
-No jasne, że się boję! Ale boję się też, że jak wyjdziesz stąd to możesz złamać nogę, wpaść pod samochód albo że ktoś może cię okraść. To znaczy, że masz całymi dniami tutaj siedzieć? Przecież sama zorientujesz się jaki jest - przekonuje mnie przyjaciółka.
-Pójdę - decyduję się. - Może być fajnie.
Jagoda posyła mi uśmiech. Odpowiadam jej tym samym.
-Ale w co ja mam się ubrać? Nie chcę nic wyszukanego, żeby nie myślał, że specjalnie dla niego tak się ubrałam. A z drugiej strony nie chcę wyglądać jak lump - mówię, a Jagoda staje przed moją szafą i po chwili wyciąga z niej czarne rurki i beżową bluzkę.
-Załóż to - posłusznie poszłam do łazienki. Gdy z powrotem jestem się w pokoju, Jagoda uważnie mi się przygląda.
-Zrobię ci koka, a potem lekki makijaż - mówi.
-O nie! Żadnego makijażu! - zaprzeczam, ale dziewczyna jest nieugięta i w końcu udaje jej się mnie przekonać. Udaję obrażoną, ale po chwili wybucham śmiechem, więc nie wygląda to zbyt przekonująco. Przyjaciółka rozczesuje moje długie, brązowe włosy i upina je w koka. Potem nakłada na moją twarz podkład, a na powieki brązowy cień. Efekt końcowy jest fantastyczny! Nie sądziłam, że mogę tak ładnie wyglądać.
-Dziękuję, jesteś boska - ściskam Jagodę i patrzę na zegarek w telefonie. Już 16:42! Ale ten czas szybko leci.
-Nie ma za co - dziewczyna posyła mi uśmiech. - Powinnaś już iść. Baw się dobrze.
Biorę torebkę i zbiegam po schodach. Wkładam na stopy trampki. Otwieram drzwi i wdycham świeże powietrze. Mimowolnie się uśmiecham. Do parku mam jakieś 15 minut drogi. Wkładam słuchawki w uszy i kieruję się do miejsca naszego spotkania.

piątek, 11 lipca 2014

1. 'Nie daj się prosić'

-Daria, obudź się - Nikola dźga mnie ołówkiem w ramię.
-Co jest? Znowu zasnęłam na lekcji? - pytam przecierając oczy.
-Tak, przespałaś całą religię. Już jest przerwa. Pospiesz się, bo Czarna zamknie szatnię - mówi moja przyjaciółka. Na szatniarkę w naszym gimnazjum mówimy Czarna, bo ma długie, ciemne włosy. Ona jest strasznie wredna. Raz zamknęła jednego ucznia w szatni, bo za wolno się przebierał. Chcąc uniknąć takiego losu pospiesznie pakuję zeszyt do torby i wychodzę za Nikolą z sali. Schodzimy do szatni i przebieramy buty. Chwilę później jesteśmy już na zewnątrz. Całą drogę milczymy, ale to nam nie przeszkadza. Powolnym krokiem zbliżamy się do skrzyżowania. Tam każda z nas idzie w swoją stronę - ja w prawo, a Niki w lewo. Po chwili potykam się o nierówny chodnik i upadam.
-No kurwa! - mówię sama do siebie. Czasami tak robię, a wtedy ludzie patrzą się na mnie jak na idiotkę. A może ja jestem idiotką? Tak, to możliwe.
-Nic ci nie jest? - podnoszę wzrok i zauważam chłopaka, który wyciąga w moją stronę dłoń. - Pomogę ci wstać.
-Nie dzięki, nie jestem kaleką - wstaję i otrzepuję spodnie.
-Jestem Jay - przedstawia się chłopak. Moją uwagę przyciąga jego czupryna. Pojedyncze loki opadają mu na czoło i zasłaniają brwi. Słodko to wygląda.
-A ja Daria. Sorry, ale muszę już iść - omijam Jay'a i idę dalej.
-Może cię odprowadzę? - proponuje chłopak. Kusząca propozycja, ale nie może dowiedzieć się, gdzie mieszkam. Strasznie się tego wstydzę. Chyba każdy na moim miejscu by się wstydził.
-Nie musisz, to niedaleko.
-To może dasz mi swój numer telefonu, żebym mógł się z tobą skontaktować? Nie daj się prosić - staje przede mną i robi maślane oczka. Nie sposób im się oprzeć. Wyjmuję z torby karteczkę i zapisuję na niej ciąg cyfr. Podaję ją Jay'owi, a on chowa ją do kieszeni spodni.
-To do zobaczenia. Napiszę jeszcze dzisiaj - posyła mi przyjacielski uśmiech i odchodzi. Czekam aż zniknie na rogiem i idę dalej. Po chwili jestem przed ogromnym budynkiem. Patrzę na kolorowe litery nad masywnymi drzwiami. "Dom Dziecka"... Na podwórku bawi się kilkoro dzieci. Chłopcy grają w piłkę, a dziewczynki bawią się lalkami. Zabawki są tak stare i zniszczone, że wyglądają, jakby zaraz miały się rozlecieć. Wchodzę do budynku i zdejmuję buty. Do obiadu mam jeszcze pół godziny wolnego czasu, więc idę po skrzypiących schodach na drugie piętro i kieruję się do swojego pokoju, który jest na końcu korytarza. Pierwsze piętro jest przeznaczone dla chłopców, a drugie dla dziewczyn. W pokojach jesteśmy po cztery osoby. Każdy ma swoje łóżko, biurko i szafę. Dzielę pokój z Sandrą, Agatą i Jagodą. Znamy się jakieś pięć lat i bardzo się lubimy. Dziewczyn jeszcze nie ma w pokoju. Zostawiam torbę obok biurka i kładę się na łóżku. Leżę tak dobre dziesięć minut. Moją bardzo interejującą czynność przerywa dźwięk SMS-a. Wyciągam komórkę z kieszeni i patrzę na wyświetlacz. Nieznany numer. Kto to może być? Odczytuję wiadomość. "Cześć :) pamiętasz mnie jeszcze? Może się spotkamy? Chciałbym lepiej cię poznać. Jay". Oj, uwierz, że wolisz mnie nie poznawać. Odpisuję mu: "Jasne, że cię pamiętam, nie sposób zapomnieć tych twoich loczków ;) Chyba lepiej, żebyś mnie nie poznawał, ale jak chcesz to możemy się spotkać". Sama nie wiem, czemu się zgodziłam. Po chwili dostałam kolejną wiadomość. "Świetnie! Pasuje ci jutro o 17?". Nie mam żadnych planów, więc... "Ok. Gdzie się spotkamy?". Do pokoju wchodzi Agata i Sandra. Zawzięcie o czymś rozmawiają i pewnie nawet nie wiedzą, że też tu jestem. Chwilę później przychodzi też Jagoda.
-Ej, dziewczyny! Skoro jesteście tu wszystkie to chciałam się spytać, gdzie jutro idziemy? Ja proponuję kręgle, a wy? - mówi i siada obok mnie na łóżku. Zupełnie zapomniałam, że jutro piątek! W każdy piątek idę gdzieś z dziewczynami. Dostaję następnego SMS-a. "Może być w parku? Będę czekał na ciebie przy fontannie :)".
-Ja jutro nie mogę iść z wami - mówię, a moje przyjaciółki patrzą na mnie pytającym wzrokiem. - Umówiłam się z kolegą i nie mogę tego odwołać. Wybaczycie mi?
-Z jakim kolegą? - pyta Sandra. - Znamy go? Czy to randka? Opowiadaj!
Odpisuję Jay'owi: "To do jutra ;)".
-Poznałam go dzisiaj, jak wracałam ze szkoły. Nazywa się Jay, prawdopodobnie go nie znacie. Nie, to nie jest randka. Coś jeszcze chcecie wiedzieć? - mówię na jednym wydechu.
-Nie, ale opowiesz nam, jak było - uśmiecha się Agata.
-No dobrze - też posyłam jej uśmiech. - A teraz chodźmy na obiad.
-Co dzisiaj jemy? - pyta Jagoda, gdy jesteśmy już blisko stołówki.
-Zupa grzybowa - krzywię się. Nie lubię zup, a tej najbardziej. Ale muszę zjeść, bo będę głodna do kolacji. Siadamy przy stole i po chwili dostajemy po talerzu parującej zupy. W całej stołówce unosi się zapach grzybów. Pospiesznie zjadam swoją porcję, żeby jak najszybciej znowu znaleźć się w pokoju. Kiedy już tam jestem, włączam muzykę i zaczynam odrabiać lekcje. Na szczęście nie zadali nam dzisiaj dużo i kończę po 20 minutach. Pakuję książki na jutro i w tym momencie do pokoju wchodzą moje współlokatorki. Dziewczyny stają na łóżku i śpiewają piosenkę, która właśnie się zaczyna.
-The sun goes down, the stars come out and all that counts is here and now, my universe will never be the same, I'm glad you came! Daria, przyłącz się do nas! - woła Sandra.
-Czemu nie? - opdowiadam i już jestem obok nich. Skaczemy po łóżku i śpiewamy kolejne utwory. Po kilkunastu piosenkach zmęczone kładziemy się i śmiejemy. Jagoda wpada na 'genialny' pomysł, żeby zrobić bitwę na poduchy i po dziesięciu minutach cały pokój jest w białych piórkach. Z nimi nie można się nudzić! Zawsze któraś wymyśli coś szalonego. I właśnie to w nich kocham!